Blues/Rock/Metal

Ruszmy to forum w końcu troszke... pomóżcie, logujcie sie i piszcie może nam sie uda...


#1 2008-08-22 17:46:12

Kaczka6661

Administrator

Zarejestrowany: 2008-05-31
Posty: 247
Punktów :   

Wywiad z Mirosławem Bochenkiem

W sierpniu 2008 roku małem przyjemność przeprowadzić wywiad z poetą i autorem tekstów - Panem Mirosławem Bochenkiem (foto: Jacek Szabla)


-Jak doszło do rozpoczęcia Pańskiej współpracy z Dżemem?
Mirosław Bochenek:
Pierwszą osobą z ekipy „DŻEM”-u, którą miałem przyjemność poznać był „Ogór” czyli Piotrek Wojtasik, ważna postać w historii zespołu, niestety już nieżyjący. „Ogór” odwiedził moje wesele z drugą żoną Kasią, z którą znał się wcześniej. Potem bywał parę razy w naszym mieszkaniu i przy wódeczce zaczął mnie „drążyć” w kwestii pisania tekstów dla zespołu. Wiedział, że piszę wiersze, dostał ode mnie moje wcześniejsze książki, podobały mu się nawet. Mówił, że sytuacja nie jest najlepsza, że Rysiu nie za bardzo może pozbierać myśli, że kajecik jego jest prawie pusty, a nagranie płyty konieczne, prawie na już... Dla mnie „DŻEM” to byli idole, zespół z górnej półki więc takie zaproszenie do współpracy łechtało mnie jak najbardziej. Pamiętam jak dziś, że „Ogór” przyniósł kasetę, taką z taśmą, na której Beno przy akustycznej gitarce wyśpiewywał (!) po angielsku (!) melodię późniejszego „Autsajdera”. Muzyczka była nieco szybsza niż nagranie i „wzięła” mnie od razu...Tekst powstał w 2-3 dni później, w 15 minut, prawie bez skreśleń. No tak, to było od Boga...

-Jest Pan autorem takich tekstów jak „Autsajder” czy „Prokurator i ja”, także innych, pisanych dla Dżemu już po roku 1994. Czy teksty te pisał Pan do gotowej muzyki, np. z nagraną partią wokalizy, czy też proponował Pan tekst, do którego komponowana była muzyka?
M.B:
Jak już mówiłem „Autsajder” powstał do gotowej muzyki. Podobnie „Krewny Judasza”; ten utwór, moim i Adama Otręby (kompozytora) zdaniem zasługuje na ponowne nagranie i przypomnienie. „Prokurator i ja”?. Tekst był pisany jako utwór ewentualnie do wzięcia przez „DŻEM”. Dziwna rzecz: wpasował się idealnie w muzykę, która już była gotowa, jakby czekała na te słowa. Tu też moim zdaniem była ingerencja z niebios... Natomiast „Tylko o jedno proszę Cię...”, tekst napisany jeszcze dla Ryśka Riedla, wpadł po latach w ręce Jurka Styczyńskiego, który skomponował muzykę. Bardzo sobie cenię ten wybór, Jurka zresztą też, bo nie bierze byle, czego „na warsztat”.

-Czy pisząc tekst „Autsajdera” myślał Pan o postaci samego Ryśka, czy utwór ten, który później tak bardzo „zlał” się z postacią Riedla, powstał całkowicie niezależnie od wizerunku wykonawcy?
M.B:
Czy pisząc „Autsajdera” myślałem o Ryszardzie Riedlu? Ja wtedy nie myślałem – ja czułem... Te sprawy, które w tym utworze są zawarte dotyczą pewnych przeżyć, których każdy facet z jajami musi dotknąć, ocenić je i powiedzieć sobie w oczy czy lepiej udawać, być sterylnym, sztucznym czy „warto być człowiekiem”. Za autentyczność w życiu Rysiek Riedel płacił w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych – ja też. On był symbolem takiej postawy- ja to nazwałem. Ciekawy jest wątek zwrotki o ojcu, on mi po napisaniu „Autsajdera” trochę nie pasował, bo nie znałem sprawy, która tak świetnie pokazana jest w filmie „Skazany na bluesa”. Trafiłem w sedno. Poeci czasem tak mają...

-Czy Rysiek przyjmował teksty pisane przez Pana bez komentarzy, czy sugerował np. wprowadzenie jakichś zmian? Czy rozmawiał Pan z Rysiem o ich interpretacji?
M.B:
Poczytuję sobie za zaszczyt, że wielki artysta, wspaniała osobowość, król sceny rockowej, wokalista na miarę, co najmniej europejską nigdy nie zmienił w moich tekstach nawet przecinka. Wziął je po prostu za swoje. Gola, żona Ryśka Riedla, na którymś z festiwali w Tychach, powiedziała mi tak: „Rysiek kazał mi powiedzieć, że Twoje teksty powiedziały o nim to, co chciał wyśpiewać”. Wypiła ze mną małe piwo z sokiem (a wiecie, że nie lubiła piwa!) i odbyło się to w obecności Kazimierza Galasia, autora „Cegły”, świetnego tekstu, którego mu bardzo zazdroszczę. Kaziu czapki z głów!!

-Na festiwalu Rawa Blues ’92 Rysiek zaśpiewał „Prokuratora” czytając tekst z kartki. Ile czasu minęło od momentu, w którym Rysio dostał go w „ręce” do chwili, w której musiał go zaśpiewać na festiwalu?
M.B:
Ja o tej Rawie i występie z „Prokuratorem” dowiedziałem się od uczestników festiwalu. Nie wiem jak to było. Chyba rzeczywiście tekst dotarł parę dni przed. Nie byłem tam. A szkoda...

-Czy pisząc teksty na płytę „Autsajder” kierował się Pan tym, w jakim ta płyta miała być stylu, że miał to być swego rodzaju concept album?
M.B:
Nie, nic nie wiedziałem. Od tego byli panowie muzycy. Ja pisałem teksty „w ciemno”.

-Jak wspomina Pan samego Ryśka jako artystę i człowieka? Czy kontakt z nim był dla Pana inspirujący?
M.B:
Z Ryszardem R. rozmawiałem może 2 razy. To nie tak, że wpadliśmy sobie w ramiona, długie dyskusje, no nie. To nie mogło być tak. Ryszard był chyba bardziej zajęty innymi sprawami. Chyba Adam przedstawił mnie Ryśkowi po koncercie w Mega-Klub. Ja na ten koncert przyjechałem prosto ze spotkania z jakimś klientem. Wiadomo: prawnik, w krawaciku, z teczusią, ułożony jak należy. Krawacik zdjąłem oczywiście, ale w tamtym miejscu i czasie musiałem wyglądać i tak tragicznie. Rysiek bąknął do mnie jakieś „cześć” czy coś tam, popatrzył na mnie tak sobie i uciekł gdzieś spłoszony. Nie dziwię się. Pamiętam go późną jesienią ’93, przyszedł z Golą do „Marchołta” (był taki klub przy Warszawskiej w Katowicach), wyglądał świetnie: długi ciemny płaszcz, zamaszysty szal, kapelusz, nowe ząbki, pełno srebra na sobie, lśniące włoski. No idol pełną gębą! Patrzyłem jak urzeczony myśląc: teraz dopiero pokaże klasę... A tam się już straszne rzeczy działy z ciałem, jakieś potworne problemy z podrobami, jakieś gnicie nogi... Boże, w życiu bym nie przypuszczał, że to tak krótko potrwa. Pamiętam też jego spodnie ze skóry, kapitalne, ich koloru nie mogę nazwać do dziś. A tak poważnie, nie było potrzeby rozmów na poważnie między nami. To były raczej krótkie wymiany zdań na tematy bieżące, rzeczowa ocena tekstów. To, co trzeba - było zrobione. O czym wtedy gadać? Trzeba było tylko pisać i śpiewać. Chyba się siebie trochę wstydziliśmy- byliśmy mimo wszystko z dwóch różnych światów. Myślę o tych światach, na co dzień. Ale coś znamiennego odkrywam czasem. Takie dziwne rzeczy jak ta, że Rysiek Riedel miał ostatni koncert 16 marca – w dniu moich urodzin...

-Jak ocenia Pan teksty pisane przez samego Ryśka? Który ceni Pan najbardziej?
M.B:
„Naiwne pytania”, czyli „w życiu ważne są tylko chwile”. Tak się pisze rzeczy ponadczasowe. W wersji akustycznej ten utwór jest arcydziełem.

-Mówi się, że blues nie brzmi dobrze w języku innym niż angielski. Ale najpierw spółka Loebl-Nalepa, a następnie Dżem i Rysiek udowodnili, że jest inaczej. W czym, Pana zdaniem, leży trudność: w szeleszczącej estetyce naszego języka, czy po prostu w tym, że niewielu dobrych autorów tekstów pisze je „pod” blues?
M.B:
Teksty do muzyki, a zwłaszcza bluesa muszą być autentyczne a nie dorobione do muzyki. Koszmar jest tym większy, gdy teksty są stylizowane na amerykańskie, z tematyką związaną z naszymi realiami jak pies z kotem. Tu jest problem. No a czasem ta autentyczność jest w sposób kaleki ujęta w sensie warsztatowym. I wtedy nie da się tego słuchać. Jak mnie poprosicie, to kiedyś przedstawię Wam mój esej dotyczący filozofii piosenki. Tam się dokładniej wymądrzam na ten temat...

-Z jakimi muzykami, zespołami współpracował Pan oprócz Dżemu?
M.B:
Mam szczęście do dobrych albo znanych zespołów i wokalistów. Gorzej z wokalistkami, co mnie dziwi, bo napisałem sporo tekstów dla pań!! Co do stylistyki rozrzut jest dość spory, od rock’a i bluesa przez śląski pop do wykonawców piosenki literackiej. Właściwie nudzi mnie tylko disco-polo itp, techno i rap. Pisałem nawet teksty do piosenek dla dzieci, do których muzykę stworzyli Mirek Breguła i Mirek Rzepa. Aplauz dzieciarni - to było to! Niezapomniane chwile! No i popowiec i bluesman jako kompozytorzy! Da się?! Da się... Tak, więc był i Universe i Monkey Bussines. Był epizod z Easy Rider. Niedługo ma się ukazać (wreszcie!) pierwsza płyta zespołu Hokus z Katowic, który założył przed laty świetny basista Jacek Gazda. Płyta powinna też być świetna. Mam też pod skrzydłam prawie małolatów z Bielska-Białej, czyli grupę „TERAPIA”, która wydała już płytkę. Z drugiej strony moje teksty śpiewają faceci znani w kręgu wykonawców piosenki literackiej: Tomek Lewandowski, Piotr Woźniak (syn Tadeusza), Olo Dorociński. A ostatnio nakłaniam do napisania piosenki Antymosa Apostolisa. Na razie wywija się z tematu jak piskorz. Ale ja go gnębię metodycznie. Gdyby z nim się udało, to dopiero byłaby sensacja, no nie?!

-Jest Pan prezesem Związku Artystów, Pisarzy i Sympatyków Sztuki „ZAPiSS”. Czy możemy prosić o kilka słów o tej organizacji? Kto jest i może być jej członkiem i jakie przyświecają jej cele?
(brak odpowiedzi)

-Opublikował Pan kilka swoich tomików wierszy. Czy jest nadzieja, że w niedalekiej przyszłości możemy spodziewać się jakichś nowych publikacji?
M.B:
Z wydawaniem moich książek nie jest ostatnio źle. Gorzej z ich dystrybucją: czasem są w księgarniach, czasem nie, a jak już są, to gdzieś na tylnich półkach. Cóż, poezja jest spychana na bok, bo trzeba przy niej myśleć, a to większości ludzi nie odpowiada. Zresztą zawsze tak było, tzn. z myśleniem ludzi. Ostatnio ukazały się dwie książki: „Irma i parę innych mądrych opowieści” w 2006 roku i „Podwórko” w czerwcu 2008, to moje najnowsze dziecko. Dużo w tych książkach refleksji, wątków miłosnych, gór... Książkę można nabyć (koszt przesyłki w cenie!) poprzez kontakt z wydawcą: wydawnictwo@contract.pl. Jak ktoś sobie życzy to dostanie ode mnie dedykację, którą wystawię z przyjemnością. Książki nie są drogie, każda to jakieś 2-3 piwa... No i są pięknie wydane, co też podkreślam...

-Pańskie wiersze przełożono m.in. na język chorwacki i szwedzki. Skąd akurat w tych krajach zainteresowanie Pańską poezją?
M.B:
Co do przekładów na szwedzki to dokonane one zostały w pewnym praktycznym celu. Na początku minionego wieku napisałem książkę składającą się z kolęd i pastorałek o tematyce współczesnej. Książka nosi tytuł „Wigilia Wszystkich Świętych”, być może ukaże się jeszcze w tym roku... Otóż, te kolędy posłużyły jako kanwa widowiska teatralnego z udziałem artystów polskich i szwedzkich. To widowisko zostało wystawione w Stockholmie, a potem w innych szwedzkich miastach. Było też transmitowane na żywo przez szwedzkie radio, co było ewenementem (wiadomo: protestanci). Trochę dziwnie brzmią te kolędy po szwedzku – nic nie rozumiem... A muzykę do nich napisał jeden z pierwszych big-bitowców polskich, mój przyjaciel Zbigniew Bizoń (Czerwono Czarni, Bizony), który jest w dobrej formie i żyje sobie w tym pięknym północnym kraju... Co do Chorwacji, którą kocham i która jest moją drugą ojczyzną, to przygotowują się przekłady do wspólnego wydania polsko-chorwackiego jakiegoś wyboru moich wierszy. Książka ma się ukazać w Zagrzebiu. Kiedy? Jeden Bóg wie... Ale trzeba wierzyć, że tak będzie.

-Kto był, a może jest nadal Pańskim autorytetem w dziedzinie poezji? Jacy poeci wywarli wpływ na Pańską twórczość? Kogo ceni Pan najbardziej?
M.B:
Mam kilku, a może kilkunastu mistrzów poetyckich. Każdego lub każdą (bo są w tej grupie także poetki!) cenię za coś innego, jedynego... Te fascynacje zmieniają się z biegiem lat, mijają, wracają... Ale zawsze są ze mną Josif Brodski (nobilsta, z którym miałem zaszczyt zjeść wspólny obiad i trochę pogadać), K.I. Gałczyński, Bolesław Leśmian i ta niesamowita, niodganiona amerykanka: Emily Dickinson! A ostatnio wróciłem do „pastuszka lirycznego” Sergjusza Jasienina. Kto o nim jeszcze pamięta?

-Jak ocenia Pan kondycję polskiej poezji współczesnej w aspekcie rynku wydawniczego? Jaka jest Pańska opinia na temat „publikowania” poezji współczesnej przez samych autorów w Internecie?
M.B:
Poezja ma pewną cechę praktyczną. Jest to krótka, pojemna forma, w której można w sposób skondensowany umieścić masę myśli, przeżyć, obrazów, refleksji... Dziwię się, że ludzie tracą tyle czasu, aby przeczytać opasłe tomisko jakiegoś pseudofilozofa życiowego w rodzaju D. Steel, Whartona czy Cohelo. Wystarczy przecież przeczytać krótki wiersz „Termopile” Kawafisa i ma się wytyczoną ścieżkę w życiu. Poezja może, a nawet powinna być wszędzie: w życiu, w śnie, w Internecie też. Proszę tylko pamiętać, że wiersze, teksty, zapisy, to najczęściej nie jest jeszcze poezja. Poezja to coś, co unosi się ponad literami... Nie każdy, kto pisze i pokazuje innym to, co napisał, to ktoś, kto ma coś ważnego do powiedzenia. To zdarza się dość rzadko jak młoda, śliczna, mądra blondynka z willą, basenem i helikopterem, która podchodzi do Ciebie i mówi: jestem twoja... Piękne, prawda? Jak „szóstka” w toto-lotku...

Mirosław Bochenek

***
Zostaw ten cały bałagan
ten świat jest wart tylko tyle
co kobieta piękna i naga
która truchłem będzie za chwilę.

Zostaw to życie w ułudzie
że masz to czy tamto, że możesz
być panem siebie... bo ludzie
najsłabsi są z wszystkich stworzeń.

Lepiej już wyjdź w noc lipcową
za miasto, popatrz bez słowa
w tę otchłań wśród gwiazd nad głową
i uwierz... nie będziesz żałował.

20.08.2008



http://img142.imageshack.us/img142/2701/fotonetbo9.jpg
Mirosław Bochenek


"Mama powiedziała mi,
że każdy ma swojego anioła
każdy ma i bedzie go miał"

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl